Zimą, 10 stycznia 1831 roku, czterech mężczyzn w okolicach Rybnika, pomiędzy Smolną (dziś dzielnica Rybnika) a Zebrzydowicami (Seibersdorf; dziś dzielnica Rybnika) napadło na dyliżans pocztowy „relacji” Pszczyna-Wrocław. Do napadu doszło wczesnym rankiem, w poniedziałek, pomiędzy godziną trzecią, a czwartą. Mężczyźni uzbrojeni w karabin, pałki, siekiery i duży nóż obezwładnili obsługę dyliżansu. Poturbowali przy tym, żandarma z Pszczyny o nazwisku Müller oraz woźnicę pocztowego pojazdu. Przejęli tym sposobem przewożone w dyliżansie pieniądze i drogocenności. Zrabowano wówczas 900 talarów w gotówce, 24.875 talarów w państwowych papierach wartościowych i cenne przedmioty (m.in. zegarki).
Na podstawie akt dochodzeniowych i przeprowadzonego śledztwa wiemy, że w napadzie i jego przygotowaniu wzięli udział m.in. Jurek Gruszka (Gruschka) z Rudziczki (Riegersdorf), Jonek i Wawrzyniec Zoremba z Boryni Górnej (Ober Borin) oraz Marcin Jacob (Czarny Kuba). Ten ostatni herszt bandy, przekonał pozostałych do udziału w napadzie, w którym to mieszkańcy Boryni odegrali niepoślednią rolę.
Wieczorem 9 stycznia, dzień przed napadem, Gruszka goszcząc w gospodzie, w Boryni Górnej rozmawiał z tamtejszym sołtysem, Franciszkiem Wróblem. Pytał m.in. o braci Zoremba. Rozmowę podsłuchał, a przypadkowo uzyskane wówczas informacje wykorzystał w niedalekiej przyszłości - siodlarz z Żor, Israel Leszczyner (Lescziner).
Łup z rozboju podzielono rankiem w Skrzeczkowicach (Skrzeczkowitz) u szynkarza o nazwisku Owczarek. Za co karczmarz otrzymał 100 talarów w państwowych papierach. Przed południem bracia Zoremba udali się do domu. O wszystkim opowiedzieli swoim żonom. Tego dnia wieczorem do braci przyszedł wspomniany wyżej siodlarz Israel, by odebrać dwa talary długu. Bracia wpierw odprawili go, a ten odgrażając się wyszedł. Wówczas braci Zoremba zawołali go i przekazali mu dług wraz z nawiązką, w sumie 20 talarów, prosząc przy tym o zachowanie milczenia. Jonek schował pieniądze z napadu najpierw pod pierzyną, później w podściółce przed oknem, na końcu w komorze pod ziemniakami.
Śledczy stosunkowo szybko wpadli na trop bandytów. W trakcie przeszukania domu przez żandarmów Jonek zdołał dwa zegarki pochodzące z rozboju przekazać żonie, Zuzannie. Ta oddała je w przechowanie siostrze męża, Hance. Ta ostatnia była żoną Bartka Kusia z Boryni Górnej. Zaś zakopane w polu pieniądze zlecił Jonek, przed przewiezieniem z aresztu, z Rybnika do Koźla, przekazać matce Zuzki. Żona wykonała polecenie i dostarczyła pieniądze matce, Mariannie Waliczek, zamieszkałej w Żorach. A ta zamurowała je w połowie kwietnia, w kominie.
Po przesłuchaniu sołtysa Wróbla i wyjawieniu przez niego posiadanej wiedzy na temat napadu końcem kwietnia, w godzinach wieczornych rodzice Zuzki zostali zatrzymani. Następnego dnia przesłuchano ich. Efektem tego były odnalezione tego dnia koło 19.30 w zamurowanym kominie trzy woreczki, w których to znajdowało się 249 talarów i 27,5 groszy śląskich. W analogicznym czasie zeznania złożyła żona Jonka, Zuzka. Co pozwoliło na odnalezienie 2 maja w majątku Bartka Kusia dwóch zegarków.
Neska, żona drugiego z braci Zoremba, Wawrzyńca zakopała 59 talarów pochodzących z napadu, pod śliwą. Niepodziewanie pieniądze zostały skradzione przez parobka i ukryte pod progiem domu Bartka Kusia. 9 maja tego roku odnaleziono i tą część łupu. Z 59 talarów ostało się już 49,5.
Dzięki staraniom m.in. burmistrza Pelchrzima, strażnika pocztowego i sekretarza miejskiego Bursiega oraz żandarma Höflicha udało się wykryć i pojmać trzech z czterech sprawców oraz odzyskać część łupu. Przywódca bandy „Czarny Kuba” umknął poza granice, najpewniej do Austrii.