Dudek Ludwik (ur. 31 III 1886 Moszczenica Śl. - zm. 11 IX 1971 Jastrzębie-Zdrój) - artysta, twórca ludowy
Ludwik Dudek urodził się 31 marca 1886 r. we wsi Moszczenica Śl. Na tzw. Polowiokach. Był synem małorolnego chłopa Jana Dudka i Franciszki z d. Rudol. Kiedy rodzice byli zajęci gospodarstwem to mały Ludwik dorastał wśród domowego ptactwa, które musiał pilnować. Stara stodoła, gęsi, kury i kaczki zastąpiły mu przedszkole. Prawdziwą edukację rozpoczął w miejscowej szkole powszechnej. Już w pierwszych latach nauki wyróżniał się wśród dzieci inteligencją i darem wszechstronnej umiejętności majsterkowania, zwłaszcza rzeźbienia i rysowania. Pasąc gęsi strugał z ziemniaków różnego rodzaju przedmioty, świątki i zwierzęta.
Po ukończeniu szkoły zaczął rozglądać się za „chlebem”, dlatego rozpoczął pracę w kopalni „Emma” w Radlinie. Jako 22 letni górnik zawarł związek małżeński z urodzoną 29 grudnia 1887 r. Joanną Kocjan, córką chałupnika Filipa Kocjana z Mszany. Ślub odbył się 11 maja 1908 r. po czym nowożeńcy wyjechali do Świętochłowic, gdzie Ludwik podjął pracę w kopalni „Deutschlangrubbe” (późniejsza KWK „Polska”). W tym mieście urodziły się dwie córki. W 1909 r. na świat przyszła Agata, a rok później urodziła się Stanisława. Po 2 latach Ludwik wraz z rodziną przeniósł się do Królewskiej Huty (obecnie Chorzów), pracując przy piecach martenowskich w Hucie Królewskiej (późniejsza Huta Kościuszko). W 1912 r. rodzina powiększyła się o syna Huberta i Ludwik podjął decyzję o powrocie do rodzinnej wsi, ponownie zostając pracownikiem kopalni „Emma”.
Po 25 latach zgodnego małżeństwa został Ludwik i Joanna doczekali się 15-ciorga dzieci, z których przy życiu pozostało 5 synów i 7 córek. Aby utrzymać tak liczną rodzinę, mieszkając w familokach (przy obecnej ul. Armii Krajowej) w 2 pokojach i kuchni, sięgnął po dar dany mu od kolebki. Nie chwytał jednak za kozik i lipowe drzewo. Zdobywszy pergamin, pióro i prymitywne przybory rysunkowe, projektował chłopom domki gospodarcze, mieszkalne, wykonując samodzielnie rysunki techniczne z wszelkimi obliczeniami, które następnie architekt powiatowy firmował. Architekt zainkasował należną mu kwotę za podpis, a projektant i wykonawca całej dokumentacji otrzymał uznaniowe wynagrodzenie, które mu wypłacano zwyczajowo w karczmie. Kiedy zarządzeniem władz zakazano wykonywania dokumentacji budowlanej przez amatorów, dochody zeszczuplały znacznie. Wtedy ludność przypomniała sobie chłopaka strugającego z kartofli czy innych bulwiastych warzyw i korzeni różne figury i świątki. Zachęcony przez swoich rówieśników, wrócił do malarstwa i rzeźby. Tak powstały figury ukrzyżowanego Chrystusa na przydrożnych krzyżach, talerze , tace, ramki do fotografii, kałamarze, obsadki do piór i inne przedmioty użytkowe. Większym jego dziełem był pierwszy ołtarz w poświęconym w 1950 r. kościele pw. Matki Bożej Różańcowej w Moszczenicy. Ta 14-to osobowa rodzina nie cierpiała głodu, lecz dobroduszność i łatwowierność Ludwika nie pozwoliły na zgromadzenie większego majątku. Dzieci Ludwika, które odziedziczyły po ojcu dusze artysty od najmłodszych lat musiały zarabiać na swoje, i nie tylko na swoje, utrzymanie. Już w bardzo młodym wieku musiały się usamodzielnić i wspomagać młodsze rodzeństwo. Przydatne w tym okazały się ich zdolności muzyczne, malarskie, hafciarskie czy robótek ręcznych,
Ludwik Dudek pracę w kopalni zakończył w 1938 r. Przechodząc na emeryturę mógł oddać się całkowicie swojej pasji. Tworzył dopóki starczyło mu sił. Zmarł 11 września 1971 r. jako mało znany i niedoceniany artysta ludowy. Jego zwłoki zostały złożone na cmentarzu parafialnym w Jastrzębiu-Zdroju. Sześć lat później 23 kwietnia 1977 r. zmarła jego żona Joanna.
Ze wspomnień Ireneusza Jaworskiego - wnuka Ludwika Dudka:
„Moje wakacyjne przyjazdy z mamą do dziadków i cioci, którzy wówczas mieszkali przy ul. Karola Miarki, zachowałem głęboko w pamięci. Pamiętam ów charakterystyczny zapach izby, zapach drzewa lipowego, pomieszanego z zapachem fajki, którą dziadek Ludwik namiętnie palił. Latem dziadek pracował na podwórku przed domem, a zimą to kuchnia była miejscem jego pracy i często zasłana była lipowymi wiórkami. Babcia jakoś nigdy nie miała o to pretensji do męża. Dziadek, o ile siły mu pozwalały, zawsze coś dłubał. Od podstawowych napraw w gospodarstwie domowym po to co sprawiało mu największą przyjemność czyli rzeźbienie. Wykonywał pomysły własne lub też podpatrzone, zmieniając je na swoją modłę. Były też naprawy rzeźb jastrzębskich oraz pobliskich parafii. Tych zleceń było zapewne wiele, a mnie dane było zobaczyć tylko wycinek prac dziadka podczas wakacyjnych dni lat 50-tych i początku 60-tych.
Wiele jego dział uległo zapomnieniu, np. piękna płaskorzeźba przedstawiająca spalony, drewniany kościół pw. św. Mikołaja w Moszczenicy. O figurze św. Floriana, którego dziadek wyrzeźbił w naturalnej wielkości, pewnie nikt by nie pamiętał, gdyby nie zachowane zdjęcie. Talent dziadka przejęły również jego dzieci czyli moje ciocie i wujkowie. Wszystkich wujków nie dane było mi poznać (dwóch zginęło na wojnie). Wujek Herbert był muzykiem, miał swoją orkiestrę, grywali w Domu Zdrojowym. Talentem artystycznym wykazywał się wujek Heniek jak również jego dzieci. Wszystkie moje ciocie pamiętam od najmłodszych lat. Wykazywały się dużym talentem do prac manualnych. Były biegłe w krawiectwie, a ciocia Lena z Rydułtów zajmowała się też artystycznym malarstwem. Częste spotkania sióstr były również okazją do wymiany nowych pomysłów na haft, aplikację czy szydełkowanie. Wiele z tych prac zachowało się do dziś, również prace mojej mamy Stefanii, najmłodszego zachowanego przy życiu dziecka dziadka Ludwika”.
Czytany 1488 razy
Ostatnio zmieniany piątek, 22 listopada 2024 03:46